wtorek, 1 września 2020

Ptaki czasu wojny

 

British Spitfire fighter attempting to topple a German V-1 flying bomb with its wing tip, date unknown. Domena publiczna. Źródło: ww2db.com

Powyższe zdjęcie pozwoliłam sobie wybrać jako tytułowe, ponieważ jest w nim coś, co niezwykle mnie inspiruje. Przedstawia właściwie tylko czarne sylwetki na białym tle, uchwycone w pośpiechu, może przez kogoś wcale nie znającego się na fotografii, a jednak przekazuje więcej, niż możemy poznać i zrozumieć - historię utraconą gdzieś w odmętach dziejów.  


Dziś będzie bardziej artykułowo, niż pamiętnikowo. Dziś będzie historycznie, a jednak przyrodniczo i naukowo. W tę 81 rocznicę wybuchu II wojny światowej chciałabym pokrótce nakreślić tutaj sylwetki pewnych wyjątkowych ludzi, których losy nieodłącznie splotły się właśnie z wojną. A ponieważ mój blog pretenduje do miana ornitologicznego, owe sylwetki będą po prostu małymi biografiami ornitologów. Zawodowych, ale też amatorów, cywilów i żołnierzy. To jest dobry czas, żeby ich wspominać. W celu uproszczenia przekazu nie wejdę jednak w tym momencie za drugą, tę złą stronę barykady i nie pokażę wam ornitologów współpracujących z nazistami, choć być może byłoby to interesujące. Niech to będzie wspomnienie na dzisiejszy dzień. 

STARACHOWICZANIN

Bolesław Papi nie był ornitologiem, gdyż być nim nie zdążył. Miał jednak bardzo dobre zadatki - umiejętność prowadzenia obserwacji z naukową dokładnością, a poza tym zmysł artystyczny przejawiający się w rysowaniu oraz fotografii. Zaangażowany we wszystkie sprawy dotyczące ptaków i ich ochrony, był ulubieńcem swego nauczyciela biologii. Rozpoczynająca się w 1939 roku wojna nie sprawiła, że porzucił pasję - swój dziennik ornitologiczny prowadził aż do początku roku 1941, gdy trudne czasy zupełnie to uniemożliwiły. 

Zginął w wieku zaledwie 21 lat, starając się wykonać wyrok śmierci wydany przez AK na esesmana Erika Schitze. Był bowiem członkiem Armii Krajowej (pseudonim "Czerw").  A przecież mógłby żyć - jego rodziców, a tym samym także i jego samego, uważano za potencjalnych kandydatów do zniemczenia i silnie sugerowano im podpisanie volkslisty. Był jednak wśród nich honor silniejszy niż strach. Matka Bolesława powiedziała kiedyś jednemu z funkcjonariuszy: "wolelibyśmy, żeby nasz syn pasł świnie jako Polak niż żeby studiował jako volksdeutsch". 

Imieniem Bolesława Papiego został nazwany rezerwat nad Jeziorem Zgierzynieckim oraz rondo w rodzinnych Starachowicach. 

WOJNA I PO WOJNIE

Veleslav Wahl był pochodzącym z Pragi autorem wielu publikacji dotyczących ptaków, ambitnym i od małego zainteresowanym przyrodą. Swoje ornitologiczne pasje realizował także podczas wojny, oprócz tego jednak, wraz z rodziną, był członkiem czeskiego ruchu oporu skierowanego przeciwko nazistowskiej okupacji. Przyniosło to zgubę w postaci kary śmierci dwóm członkom jego rodziny, ale nie jemu. Na niego zguba przyszła dopiero po wojnie. 

Nie przestał bowiem angażować się politycznie - po zakończeniu drugiej wojny światowej aktywnie podjął walkę przeciwko nowopowstałemu w Czechosłowacji rządowi komunistycznemu, co niestety ściągnęło na niego uwagę. Prośby o pomoc, o ułaskawienie, jak i wcześniejsze odznaczenia i ordery nie mogły zmienić wyroku; "to jest zlecenie Moskwy" - skomentowała władza. Veleslav został niewinnie stracony w 1950 roku, w wieku zaledwie 28 lat. W testamencie przekazał dużą sumę pieniędzy na opracowanie dzieła naukowego dotyczącego ptaków Czechosłowacji.

Myślał o ptakach do ostatniej chwili. W 2017 roku na szwedzkiej ambasadzie w Pradze została zainstalowana tablica pamiątkowa na jego cześć, wcześniej natomiast w praskiej dzielnicy Ďáblice powstał symboliczny grób Veleslava oraz innych osób torturowanych i pomordowanych przez reżim komunistyczny. 

OBROŃCA MUZEUM

Andrzej Dunajewski był kierownikiem działu kręgowców oraz kustoszem kolekcji ornitologicznej warszawskiego muzeum. Specjalizował się w systematyce ptaków, a jego dorobek naukowy stanowiło wiele prac, w tym książki. Poza tym wykazywał się dużymi zdolnościami artystycznymi. Pozostał wierny swojemu muzeum, chociaż po wybuchu wojny zostało ono zamknięte, a większość personelu - zwolniona.

Dunajewskiemu doniesiono, że część kolekcji ornitologicznej z muzeum jest zagrożona niemiecką konfiskatą. Postanowił zatem ochronić cenne zbiory ptasie - wiele ryzykując, potajemnie wyniósł z budynku niektóre wartościowe okazy ptaków i ukrył je w swoim mieszkaniu. Dalsze losy kolekcji zdają się paradoksalne - to właśnie ta część, która z takim poświęceniem była ratowana przez Dunajewskiego, została bezpowrotnie stracona (zniszczona podczas powstania warszawskiego). Natomiast większość zbiorów pozostawionych w muzeum przetrwała wojenną zawieruchę. 

Dunajewski walczył w powstaniu warszawskim i zginął w jego trakcie wraz z żoną i pięcioletnią córeczką. Bliższe okoliczności jego śmierci są nieznane. 

MALARZ Z AUSCHWITZ

Władysław Siwek był zarówno świetnym znawcą ptaków, jak i jednym z najwybitniejszych artystów przyrodniczych swego czasu. Ilustrował wizerunkami natury szkolne podręczniki, atlasy, albumy, encyklopedie i kalendarze, wykonał także monumentalne dzieło w postaci namalowania tablic ze wszystkimi gatunkami ptaków europejskich. Przeżył wojnę (zmarł w wieku 75 lat) w jej trakcie jednak doświadczył tragicznych warunków obozu Auschwitz, co odcisnęło na nim niezatarte piętno. 

W 1940 roku Siwek został aresztowany w Niepołomicach. Przebywał potem w więzieniach w Krakowie i Tarnowie, skąd następnie przewieziono go do Auschwitz. W obozie niemieccy żołnierze szybko zauważyli jego talent artystyczny - malował na ich zamówienie potrzebne tablice ostrzegawcze, ale także obrazy oraz zabawki dla ich dzieci. To pomogło mu przeżyć. Oprócz tego potajemnie wykonywał podobizny swoich współwięźniów, przekazywane następnie rodzinie - często jako ostatnia pamiątka po bliskim.  

Po wyzwoleniu Siwek wykonał około 50 obrazów i grafik przedstawiających życie ludzi w Auschwitz, utrwalając swoje, jeszcze tak świeże, wspomnienia. W  Muzeum Oświęcimskim można oglądać je do dzisiaj. 

HODOWCA WSZECHCZASÓW

Jean Delacour żył w latach 1890 - 1985, a zatem miał wątpliwą przyjemność w pełni doświadczyć dwóch wojen światowych. Podczas tej pierwszej walczył we francuskiej armii, zapoznając się aż za dobrze z całym złem i brutalnością panującymi na froncie. Wywarło to niezatarty już nigdy wpływ na jego światopogląd - postanowił, że nie założy rodziny, nie chcąc uczestniczyć dalej w "tym tragikomicznym bycie ludzkości", a w swojej autobiografii stwierdził, że ludzie pewnego dnia zniszczą całe ziemskie życie. 

Już jako młody chłopak hodował ptaki, a później także inne zwierzęta. Jego mała menażeria w rodzinnym Villers przekształciła się wkrótce w park zwany "Rajem zwierząt", słynny na cały kraj. Niestety, cały ten majątek został całkowicie zniszczony podczas pierwszej wojny światowej. Delacour nie poddał się jednak - wkrótce założył kolejny zwierzyniec, tym razem w zakupionym przez siebie Cléres. W czasie największej świetności liczył on około 3000 ptaków i ssaków należących do ponad 500 gatunków, co czyniło ten ogród, zwiedzany przez badaczy z całego świata, największym prywatnym zoo na Ziemi. Oprócz hodowli Delacour brał udział w wyprawach przyrodniczych do Indochin Francuskich, podczas których opisano wiele podgatunków i kilka nowych gatunków ptaków. 

Menażeria Delacoura została poważnie zdewastowana podczas drugiej wojny światowej. Po tym ciosie przyrodnik uciekł przed wojenną zawieruchą do Stanów Zjednoczonych, gdzie wydał monumentalne prace poświęcone ornitologii, a także był jednym z założycieli późniejszego BirdLife International. Po zakończeniu wojny odbudował swoje ukochane dziecko Cléres. Jego imię zostało upamiętnione w łacińskiej nazwie pewnego węża - Plagiopholis delacouri.

OSTATNI NAUKOWIEC Z KRESÓW

Hrabia Kazimierz Wodzicki miał wykształcenie anatoma porównawczego, ale interesowały go też badania prowadzone na żywych ptakach w wolnej przyrodzie oraz problematyka ochrony środowiska. Urodzony na Kresach, w posiadłości Olejów (dziś Ukraina), był twórcą bogatych zbiorów ornitologicznych oraz licznych publikacji naukowych, związanym podczas pierwszych etapów życia głównie z Krakowem i Warszawą. 

Po rozpoczęciu wojny postanowił schronić się w rodzinnym Olejowie, plany te zniweczyło jednak wkroczenie Armii Czerwonej na owe tereny. Ojciec przyrodnika został tam zatrzymany przez wojsko i wywieziony na Syberię. Wodzicki, zdając sobie sprawę z tego, że nigdzie nie jest bezpiecznie, postanowił opuścić kraj. Udało mu się to dzięki bliskim kontaktom z ornitologami z różnych krajów europejskich, które zdobył podczas przedwojennej działalności naukowej. Z ich pomocą przedostał się do Budapesztu, później do Włoszech, skąd drogą przez Francję i Anglię dostał się na końcu do Nowej Zelandii jako Konsul Generalny Polskiego Konsulatu. 

Zasługi Wodzickiego (i jego żony) na polu humanitaryzmu zostały uhonorowane Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. To on ogłosił światu informacje na temat masowego zesłania krakowskich uczonych w 1939 roku do obozu Sachsenhausen (Sonderaktion Krakau). Dzięki staraniom małżeństwa wielu uchodźców polskich, w tym osierocone dzieci, dostało zgodę na osiedlenie się w w wolnych od wojny państwach. Wodzicki do końca życia wspierał nowozelandzką Polonię, był redaktorem naczelnym pisma „Polish Bulletin for New Zealand”. W Nowej Zelandii badał zwierzęta, angażował się w ich ochronę, dużą uwagę poświęcił obcym gatunkom inwazyjnym i ich wpływowi na gospodarkę oraz środowisko. 

Zmarł w roku 1987. Na nabożeństwie żałobnym pojawił się tłum ludzi. 

CZTEREJ PRZYJACIELE Z OBOZU

Było ich czterech i nie znali się przedtem. Edward John Buxton, ornitolog i poeta. którego w młodości zachwyciła walijska wyspa Skokholm oraz jej ptaki. Peter John Conder, posiadający jedną pasję, a mianowicie obserwowanie ptaków w okolicach Londynu. John Henry Barrett, który w wieku nastoletnim odkrył w sobie ornitologiczne zamiłowanie, jednak, z powodu sugestii innych, nie zdecydował się w końcu na studia w tym kierunku. George Waterston, z początku podczas poznawania ornitofauny polegający przede wszystkim na strzelbie, potem natomiast zafascynowany obrączkowaniem tych zwierząt.

Peter Conder walczył na wojnie jedynie 7 dni. Został, wraz z wieloma innymi żołnierzami, pojmany pod Saint-Valery-en-Caux i transportowany do obozu jenieckiego w tragicznych warunkach. Dłużej wolnością cieszył się Waterston, który przebywał na Krecie jako członek Royal Artillery. Znajdował nawet czas na krótkie zapiski w dzienniku ornitologicznym, chociaż, jak sam przyznał z ubolewaniem, czasu tego było zdecydowanie za mało. Hitlerowcy aresztowali go po inwazji niemieckiej na Kretę. John Buxton miał być rozstrzelany w Norwegii, jednak z jakiegoś powodu zmieniono zdanie i ostatecznie wzięto go jeńcem. Barrett dwa lata szkolił się na pilota bombowców tylko po to, by zostać zestrzelonym podczas swojej pierwszej misji. Uratował go spadochron, a już następnego dnia znalazł się w niemieckiej niewoli. 

Ich dalsze losy stanowią prozę tego, co wówczas spotykało żołnierzy w niemieckich obozach jenieckich - choroby, wszy, pchły, głód, wycieńczenie, tęsknota za bliskimi. Byli przenoszeni między różnymi obozami, w których panowały gorsze i lepsze warunki, spotkali się w jednym z nich, potem zostali częściowo rozdzieleni. Elementem jednak, którym ich historia wyróżnia się między wieloma podobnymi, jest ornitologia - uwięzieni pasjonaci oddawali się jej z nieustającą fascynacją podczas okresu zniewolenia. 

Obserwacje ptaków pozostawały w kontraście z obozową rzeczywistością. Przyrodnicy podziwiali myszołowy zimą, imponujące migracje skowronków, dzierlatki śpiewające na melodię "God save the Queen" oraz zwyczaje lęgowe zięb. Starali się nie tylko obserwować, ale też robić dokładne notatki. Prosili rodziny o przysłanie książek ornitologicznych, dzięki którym mogliby poszerzać wiedzę i pozostawać z nią na bieżąco, z drugiej strony przesyłali też swoje własne notatki "do świata". Obozowi strażnicy często podejrzliwie traktowali jeńców kręcących się bez wyraźnego celu po krańcach wyznaczonego terenu, zapisujących coś na posiadanych kartkach papieru. John Buxton na początku pobytu w niewoli szczególnie przyglądał się pleszkom, Waterston marzył o założeniu na ukochanej wyspie Fair Isle badawczej stacji ornitologicznej. 

Wszyscy czterej przeżyli wojnę. John Buxton w 1950 roku opublikował piękną monografię "The Redstart", dotyczącą (a jakże!) pleszek. John Barrett pracował w stacji badawczej Dale Fort, był jednym z autorów "the Collins Guide to the Seashore", a potem poświęcił się prowadzeniu wycieczek przyrodniczych, chcąc pokazać ludziom naturalne piękno Pembrokeshire. Peter Conder przekształcił RSPB z mało znaczącego w wielkie, wpływowe stowarzyszenie, ratował ptaki przed DDT, udzielał się także między innymi w WWF, IUCN i UNESCO. Ma na koncie kilka książek, na przykład "Wheatear", która była produktem jego trwającej ponad 40(!) lat metodycznej obserwacji. Waterston spełnił natomiast swoje największe marzenie - na Fair Isle faktycznie powstała stacja ornitologiczna. Zachwycał się rybołowami, których ochronę podjął, na wyspie starał się przeprowadzić reintrodukcję bielików.

***

Nie wiem, czy któryś z Czytelników oglądał film "Królestwo". Jest to, ogólnie rzecz biorąc, wspaniała produkcja, z zapierającymi dech w piersiach obrazami, przepięknymi ujęciami dzikiej natury. Jest tam pewna szczególna scena, która 5 lat temu na tyle zapadła mi w pamięć, że mogę ją sobie zwizualizować do dzisiaj. Być może nie zgadzają się detale (wszak widziałam film bardzo dawno), ogólny sens jednak pozostaje zachowany.

Krajobraz śmierci, krajobraz suchej ziemi, żwiru, szarości. Są jakieś okopy. Trwa jakaś wojna. Widzenie trwa niewiele czasu, kilka, może kilkanaście sekund.

Samotny żołnierz trwający na posterunku. Podnosi wzrok, ale nie ogląda się w strachu czy z powodu zwykłej na wojnie czujności. Szkicuje w swoim małym notatniku ptaszka, który przysiadł na brzegu okopu. Koniec. Następuje wybuch.

Nie wiem, czy jest lepsze podsumowanie dla wszystkich przedstawionych tu powyżej historii. Są takie pasje, które towarzyszą człowiekowi nawet w najtrudniejszych chwilach, znacząc następnie jego całe życie. Można być żołnierzem, powstańcem, działaczem społecznym, poświęcić siebie w służbie ludzkości - ale przy tym wszystkim nadal pozostają ptaki, czasem ciszej, czasem wyraźniej, zawsze jednak obecne i wyglądane z tą samą dziecięcą fascynacją. 

Źródła:

  • Eugeniusz Nowak, "Ludzie nauki w czasach najtrudniejszych"
  • Derek Niemann, "Birds in a cage"
(Obie pozycje bardzo polecam!)
  • Wikipedia

1 komentarz:

  1. Świetny pomysł na post. Bardzo ciekawie się go czytało. Zwłaszcza, że to połączenie moich zainteresowań - ptaki i historia.

    Ci ludzie zrobili na mnie ogromne wrażenie, a ich historie są niesamowite! Zdecydowanie potrzebują na więcej uwagi. Bardzo Ci dziękuję za ten post. Dowiedziałam się naprawdę wielu ciekawostek. Czekam z niecierpliwością na kolejne Twoje wpisy :)

    OdpowiedzUsuń