sobota, 2 stycznia 2021

Spóźnione podsumowanie roku

Spróbuję zaliczyć tradycyjne końcoworoczne podsumowanie mojej ornitologicznej aktywności w roku 2020. Był to rok dziwny i smutny i nie będę się na ten temat rozpisywać, gdyż wszyscy wiemy to doskonale. Spędziłam go głównie w zamknięciu na domowej nauce, co jednak, paradoksalnie, okazało się dla mnie zbawienne. Chociaż z początku mój stosunek do zdalnych lekcji był inny, teraz wiele bym oddała, byleby w taki sposób kontynuować edukację. Jest spokój, jest odpoczynek, więcej wolnego czasu, brak długich dojazdów. W przerwach międzylekcyjnych wychodzę na zewnątrz, spędzam czas z ludźmi lub zwierzętami. 


Przejdźmy już do ptaków. Jeżeli chodzi o cyferki, to zaobserwowałam w tym roku jedynie 118 gatunków, czyli najmniej w całym moim życiu. Z kilku powodów nie miałam czasu ani możliwości na podróże w ciekawe ornitologicznie miejsca. Jeśli chodzi o rzeczy ważniejsze, niż cyferki, było już znacznie lepiej. Ponownie odkryłam piękno lasów w najbliższej okolicy, doświadczałam wschodu Słońca nad łąkami w towarzystwie dziwonii, kszyka i świerszczaka, odbyłam najdłuższe jak do tej pory spotkanie z błotniakami łąkowymi, wiele razy wędrowałam do samego serca bagien. 

Wycieczki przyrodnicze rozpoczęłam, gdy wiosenny lockdown zelżał i można było już chodzić do lasu. Wówczas można mnie było zobaczyć głównie w Kampinoskim Parku Narodowym - często przyjeżdżaliśmy tam o samym świcie. Moje przygody z Łąk Debelskich są opisane tutaj - https://caelumboreale.blogspot.com/2020/06/na-akach-debelskich.html Oprócz tego bywałam na przykład w Granicy, gdzie rano, bez tłumów ludzi, bywa naprawdę magicznie. Nigdy przedtem nie nasłuchałam się tak brzęczki i świerszczaka. Patrzyłam na kszyka tokującego nad samą moją głową, prezentującego najkunsztowniejsze ewolucje powietrzne w porannym Słońcu. Była tam też dziwonia, jak czerwona wisienka na torcie. 

 



Nie mogło obyć się bez wyprawy do mojego ukochanego Złakowa Kościelnego. Bogactwo przyrodnicze tej okolicy zadziwia mnie za każdym razem na nowo - a przynajmniej zwykło zadziwiać. Jeszcze kilka lat temu wiosną w Złakowie obficie wylewała rzeka, co przekładało się na obfitość migrujących kaczek i siewkowych - stada batalionów można było obserwować dosłownie z paru metrów! Spotkało mnie tam wiele przepięknych chwil, obecnie jednak lata w Złakowie są coraz bardziej suche, a w tym roku brak wody osiągnął apogeum. O batalionach nie można było nawet myśleć, ba! zniknęły praktycznie wszystkie inne siewki oprócz jakichś dwóch samotnych czajek. Dzielnie trzymają się tam tylko rycyki. W tym roku też pierwszy raz obserwowałam tam błotniaki łąkowe. 




Lato naznaczone było wypadami w różne miejsca. Spędziłam wspaniały czas nad Wisłą https://caelumboreale.blogspot.com/2020/08/kiedy-niebo-byo-nasze.html spędziłam też czas nad Bugiem, gdzie spotkałam przepiękną zielonkę żerującą na starorzeczu. Bardzo ruchliwy, interesujący ptak, moja "życiówka" i zarazem najciekawszy gatunek 2020.









Z jesieni (i zimy) pamiętam młodego kobuza, ale jesień była też rykowiskiem i regularnymi wyprawami do samego serca bagien. O dwóch ostatnich napiszę osobny post, gdyż w pełni na to zasługują. Przepiękne miejsce, nietknięta przyroda, poranne mgły w kolorze złota - czy może być coś wspanialszego? 







To już chyba koniec... Zatem szczęśliwego Nowego Roku, a przynajmniej nie gorszego, niż poprzedni. Oby świat przyniósł Wam wszystko, co w nim najlepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz