sobota, 20 sierpnia 2022

Moja piękna Słudwia


Do Doliny Słudwi mam dosyć daleko. Podróżuję tam jednak regularnie od 5 lat i wiem na pewno, że to moja, w pełni moja rzeka. Kto w tym miejscu nie był, ten może nawet nie będzie umiał sobie wyobrazić, jak niezwykłe są krajobrazy i jak bardzo bogate jest ptasie życie toczące się każdego roku w tej małej enklawie, zagubionej pośród bezkresnych pól oraz sadów owocowych województwa łódzkiego. W sercu Doliny Słudwi położony jest Złaków Kościelny - to konkretnie z tą miejscowością wiążą się jedne z moich najlepszych wspomnień przyrodniczych. Bo tam, nad Słudwią, w Złakowie, naprawdę dzieje się wszystko i bywa wszystko, o czym tylko człowiek zamarzyć może. 

Odwiedzam Słudwię zazwyczaj 2-3 razy w roku (ale kiedy w końcu zrobię prawko, ta częstotliwość może się zwiększyć!). W lutym i marcu obserwuje się tam tysięczne stada gęsi i siewek złotych, wspaniały spektakl wczesnej wiosny. W maju natomiast przybywają tokujące grupowo bataliony oraz rycyki, (jak dla mnie), herbowe ptaki Doliny, wyznacznik jej dzikości i naturalności. Ogólnie jednak przez cały rok ściągają nad Słudwię dziesiątki, setki różnych gatunków ptaków, a każdy wyjazd na te tereny jest zupełnie nową przygodą. Dla ptaków kluczowa jest jednak woda. Wczesną wiosną Słudwia zwykła obficie wylewać na otaczające ją łąki, tworząc w ten sposób bardzo cenne siedliska mokradłowe. O ile sezon jest udany, woda utrzymuje się tam jeszcze kilkanaście następnych tygodni, zapewniając miejsce do życia ptakom związanymi z podmokłymi łąkami. Przez ten cały czas rosną trawy, tworzące latem nieprzebyty gąszcz pokrywający Dolinę. A jesienią? Rozlewiska mogą powrócić, wracają także gęsi, choć jesienne przeloty nad Słudwią są zazwyczaj nieco mniej interesujące, niż te wiosenne. Nawet zima tutaj nie zawodzi (uwaga - to, co opisane poniżej, wiem jedynie z lektur na temat Doliny Słudwi, a nie z własnego doświadczenia). Na śnieżnych połaciach łatwo dostrzec stadka kuropatw, łuszczaków i trznadlowatych, wśród których zdarzają się czasem rzepołuchy i śnieguły. Pola i łąki majestatycznie patrolują myszołowy włochate i błotniaki zbożowe, czasem także drzemliki. 

Tyle teorii, co prawda bardzo skróconej i niepełnej, na temat Doliny Słudwi. Zapraszam na coś bardziej "praktycznego", czyli na opowieść o tym, co takiego robiłam i widziałam w słudwiańskim Złakowie Kościelnym w marcu i maju 2021 roku. 


Marzec, czyli gęsi




7 marca, po dziewiątej. Pogoda niezbyt sprzyjająca - zachmurzenie całkowite, wiatr. O ile zachmurzenia mogłoby nie być, o tyle wiatr jest niemal stałym składnikiem słudwiańskiej pogody. Pędząc po wielkich, bezleśnych obszarach okolic Łowicza nabiera tempa i nad Słudwię przylatuje wielki, straszny, zimny i szalony.

Przybyliśmy na - dobrze znaną wszystkim obserwatorom - asfaltową drogę odchodzącą od kościoła w Złakowie Kościelnym. Zazwyczaj można przejechać nią przez sam środek zalanych łąk, w roku 2021 jednak było inaczej. Otóż szczęśliwie dla Doliny Słudwi stan wód był wówczas tak wysoki, że całkowicie pokryte nimi łąki przypominały po prostu morze. Woda podchodziła pod sam horyzont i przelewała się przez jezdnię - a to, jak się dowiedziałam, zdarza się rzadko i tylko w wyjątkowo sprzyjających latach. Ze względów bezpieczeństwa asfaltowa droga została zamknięta dla aut, mogłam zatem swobodnie się nią przejść i podziwiać z bliska ten niepowtarzalny, unikatowy krajobraz. Gdzie w Polsce można jeszcze znaleźć podobne tereny (pomijając parki narodowe obejmujące wielkie rzeki)? Ilu zamieszkujących nasz kraj ludzi widziało kiedykolwiek takie rozlewiska? Słudwia to prawdziwa perła. 

Widok z obu stron drogi wyglądał dokładnie tak. 

Woda podtapiała jezdnię...



Przepatrywałam lornetką rozlewiska, nie zobaczyłam jednak zbyt wielu ptaków pływających po wodzie. Na pewno nie było tam gęsi i siewek złotych, a to przecież one stanowiły najważniejszy cel mojej wyprawy. Postanowiłam wybrać się na poszukiwania tych gatunków wśród pól i faktycznie trafiłam wkrótce na wielkie stado gęsi (siewek niestety nie było). 

Ptaki przebywały na końcu śródpolnej dróżki, na granicy lądu i wody. Kręciły się także wśród nich pojedyncze czajki, cyraneczki czy imponujące rożeńce. Każdy osobnik tworzący to olbrzymie ptasie zgromadzenie był elementem tego zgromadzenia, był także jednak osobną jednostką, z własną historią, przeżyciami i doświadczeniem (tak, tak, gęsi są mądre). Plątały się nad moją Słudwią losy setek gęsi. Jaki okaże się dla nich nadchodzący rok?

Taki pejzaż nie napawa optymizmem. Szczelna warstwa chmur, błoto, ogołocone aż do kory wierzby...

Jednak to właśnie tutaj znajdowały się gęsi. Inteligentne, wytrzymałe na surowe warunki ptaki wnosiły w to miejsce mnóstwo swej energii. 



Kilkoro gęsich towarzyszy. Para cyraneczek, którym niestraszna była lodowata woda oraz nie mniej lodowaty wiatr, czajka, a także mój pierwszy w sezonie batalion. 

Zgromadzenie było w ciągłym ruchu. Część ptaków odpoczywała, inne natomiast żerowały albo czyściły pióra. Do będących już na miejscu gęsi ciągle dołączały stadka nowych, gęganiem sygnalizując zamiar lądowania. To była piękna, surowa, lecz jakże wdzięczna melodia przelotów, wygrywana poprzez dziesiątki i setki muzyków. Gdyby nie wyganiał głód, zimno i zmęczenie, można byłoby patrzeć na to bez końca...

Na niebie niemal nieustannie widać było takie stada - przylatywały nowe gęsi. 


***

14 marca, pogoda gorsza jeszcze, niż tydzień wcześniej. Zachmurzenie oraz wiatr pozostały bez zmian, łapały nas natomiast przelotne deszcze. Tydzień po mojej pierwszej w sezonie wizycie w Dolinie Słudwi chciałam spróbować drugi raz, pozostać tym razem trochę dłużej z gęsimi stadami, postarać się wypatrzeć wśród nich jakieś rodzynki. Swój dzień nad Słudwią rozpoczęłam jednakże od stadka kaczek i siewek, przebywającego na skraju rozlewisk. Dałam radę całkiem blisko do niego podejść! W grupie dominowały krzyżówki, ale były także rożeńce, cyraneczki, świstuny i czajki. Ot - zwyczajnie skomponowane marcowe stado ptasie. Taki widok, na który czeka się całą zimę. 

Witał nas nad Słudwią teatr dziwnych świateł...

Fragment kaczkowo-siewkowego zgrupowania. 

Wbrew pozorom jest to również jedynie jego fragment. 

Z gęsiami było gorzej. Spotykałam je albo na ziemi w niewielkiej liczbie, albo tylko przelatujące po niebie, albo w tak dużej odległości, że... Uważniejsze przyjrzenie się tym ptakom oraz próba wypatrzenia rzadkich gatunków gęsi były w tych warunkach niemożliwe. Chociaż bardzo mi na tym zależało, nie udało mi się także dokonać żadnych efektownych obserwacji siewek złotych. Oglądałam te ptaki stojące wraz z czajkami w oddali na jednej z łąk, lecz było to dosłownie na granicy widzialności, którą słaba pogoda jeszcze dodatkowo ograniczyła. Z poprzednich lat pamiętałam siewki złote latające nad Doliną w wielkich, doskonale manewrujących stadach (i właśnie na taki widok pragnęłam tu znów natrafić) ale dzisiaj to najwyraźniej nie był ich dzień. 

Mało gąsek, mało...


:)

Na tym zdjęciu są m.in. siewki złote. Właśnie taki obrazek miałam na myśli, mówiąc o granicy widzialności. Ptaki te można wypatrzeć na fotografii powyżej, co więcej - jest ich sporo! To po prostu jasne plamki, ledwie odcinające się od koloru zeschłej trawy. 

Stado siewek złotych i czajek poszło w górę, spłoszone... 

Kopytne też mają nad Słudwią całkiem dobrze.

Żurawie są tak wszędobylskie, że niemal nie zwraca się na nie uwagi. 

Trudności w obserwacji powyższych gatunków trochę mnie zniechęciły, we znaki dawało się także nieprzyjemne, deszczowe i mgliste otoczenie. Wkrótce jednak, zupełnie niespodziewanie, dostałam od losu okazję na wyjątkowe spotkanie z nie mniej wyjątkowym zwierzęciem. Kiedy wyjeżdżaliśmy ze śródpolnej drogi, przy której zostawiliśmy samochód, zobaczyłam na polu obok szary, wypukły kształt, jak gdyby grudę ziemi. Skojarzył mi się on z kuropatwą i już miałam zacząć żartować, że widzę ptaki nawet w kupkach ziemi, gdy nagle kształt się poruszył. I okazał się samcem kuropatwy. 






Tego dnia (jak powyżej widać) zrobiłam mu wiele zdjęć, również potretowych, ptak bowiem nie obawiał się zbytnio ludzi, dopóki znajdowali się oni w samochodzie. Zakończyłam sesję dopiero wówczas, gdy samiec sam od nas odszedł. Nie sądzę, żeby w najbliższej przyszłości udało mi się uzyskać równie dobre ujęcia kuropatw, jak te z mojej marcowej wyprawy nad Słudwię. Z samczykiem kuropatwy spacerowała również jego samica, była jednak bardziej nieśmiała, więc cyknęłam jej tylko jedną fotkę. 


Maj, czyli rycyki

Tego roku majowa Słudwia była prawdziwym rajskim ogrodem.




Ogrodem pełnym słońca, który budowały setki odcieni zieleni oraz błękitu, zmieniające się wraz ze światłem - nieraz w sposób naprawdę zadziwiający. W ogrodzie znalazł swoje miejsce również szalony wiatr, jednak piękna pogoda łagodziła jego zapędy. Kiedy ponownie stanęłam na asfaltowej drodze przebiegającej poprzez królestwo łąk, wprost nie mogłam się napatrzeć na krajobraz życia roztaczającego się przede mną. Różnobarwne rozlewiska były niewiele mniejsze, niż w marcu i korzystało z nich mnóstwo ptaków. Cieszyły oko wystrojone na wiosnę kaczki - głowienki, cyranki oraz płaskonosy. Gęgawy znajdowały się już w mniej więcej połowie sezonu lęgowego, wspólnie wodząc po trawiastych równinach swoje podrośnięte młode. Zewsząd dobiegał chór ptasich śpiewów, a każdy ze śpiewaków był lepszy od drugiego. Ptakom sielankowy nastrój udzielił się na tyle, że bez żadnego przestrachu czy zastanowienia biegały sobie po asfalcie drogi, co w niektórych przypadkach wyglądało dość komicznie. Wkraczały na tę niewielką część Doliny, którą budownictwo ludzkie postanowiło wyrwać przyrodzie.


Rodzina. 

Kilka rodzin razem. Najwyraźniej gęgawom odpowiadało takie towarzystwo. 

Sielanka, idylla.

Na zdjęciu oczywiście samce płaskonosa. 

Ptaki wkraczały na jezdnię, zupełnie się nie obawiając. 

Zbliżenie na skowronka...



Oraz na pliszkę żółtą. 


Niekiedy przez drogę przeprawiały się również takie krowy. 

Na co patrzeć? Na kaczki, gęsi, wróblaki, siewki czy na drapieżne? Celebrować roślinność czy może wszystkie z tych barw, które przybierały rozlewiska? Granat zmieniał się w turkus, turkus zmieniał się w błękit. Dosłownie nie czułam upływu czasu - czułam tylko, że chcę dłużej, że chcę więcej...



Starałam się uchwycić na fotografiach te zmienne niebieskości. 


Topielce traw. 



Nie ma jednak co ukrywać - głównym celem tego majowego dnia była obserwacja siewek. Nad Doliną wygrywały swe wiosenne melodie czajki oraz kszyki, ciężko byłoby jednak zrobić im jakieś zdjęcia, dlatego w tej kwestii skupiłam się na trzech innych gatunkach,

Po pierwsze - rycyk, herb Słudwi. Na łąkach okalających jezdnię przebywały co najmniej cztery ptaki obu płci i były naprawdę fotogeniczne. Bardzo. Żerowały sobie w niedużej odległości od wizytujących Dolinę ludzi, zgrabnie przemieszczając się między wysokimi trawami i co jakiś czas odzywając się donośnie. Choć na początku miałam wrażenie, że są to głosy niepokoju, to jednak nie stwierdziłam u rycyków faktycznych oznak przerażenia. Już drugi rok z rzędu spotykam tutaj tak przyjazne człowiekowi ptaki tego gatunku, tak blisko podchodzące do fotografa. U rycyka imponujące jest wszystko - wygląd, głos, lot tokowy... 

Samiec. 

I samica. 

Zdaję sobie sprawę z przywileju, jakim jest możliwość obcowania z tym ginącym, flagowym gatunkiem łąk. Cokolwiek w życiu się stanie, nigdy nie zapomnę słudwiańskich rycyków. 




Jeżeli zacznę dłużej wymieniać zalety rycyków, to nigdy nie skończę, przechodzę zatem do batalionów. 

Batalion, wiosenne przemienienie. Kiedy pierwszy raz w życiu przyjechałam w maju do Doliny Słudwi, najbardziej zależało mi na przyjrzeniu się tokowiskom tych ptaków i udało mi się to znacznie bardziej, niż mogłam wcześniej przypuszczać. Bataliony bowiem podchodziły do mnie wtedy właściwie na wyciągnięcie ręki, "zachowywały się jak kury", jak to ktoś później określił. Do tej pory nigdy więcej nie udało mi się trafić na podobny spektakl, ponownie spotkać się z batalionową ufnością tak wielką, że aż zawstydzała. W roku 2021 ptaki te zachowywały się ostrożniej i trzymały się od ludzi na bezpieczną odległość, było to wciąż jednak na tyle blisko, że mogłam bez żadnego problemu do woli delektować się widokiem ich stubarwnych kryz z piór. 


Salutuje jak na żołnierza przystało!



Kiedy patrzę na takiego samca, do głowy przychodzi mi jedno określenie - to szlachcic...


Lubię, kiedy w jednym miejscu schodzą się różne opcje kolorystyczne :). 




Duszek.

Wiosenna przemiana bataliona, podczas której przybiera on upierzenie godowe i staje się prawdziwym bojownikiem, gotowym na rozpoczęcie toków, nie ma sobie równych, jeśli chodzi o polską przyrodę. A może nie tylko o polską - osobiście bowiem, nawet gdy wezmę pod uwagę wszystkie kontynenty, nie umiem wskazać piękniejszej od wiosennego bataliona siewki - choć konkurencja jest całkiem spora. 

No i łęczak. Szarawy, ale jakże elegancki ptak, najpospolitszy przelotny brodziec. Łęczaki bywają mniej lub bardziej strachliwe, mi udało się natrafić na dwa osobniki, które pozwalały robić sobie ujęcia niemal portretowe. Być z nimi tak blisko, to czuć, że żyje się naprawdę... Z kilku z przedstawionych poniżej zdjęć cieszę się szczególnie, gdyż aparat uchwycił miękkie, delikatne światło wschodzącego słońca, odbite w ptasich piórach.

To zdjęcie zrobiłam niedługo po przyjeździe nad Słudwię, gdy trwała jeszcze złota godzina. W tamtym momencie byłam tam tylko ja oraz łęczak przy mnie. Łączyła nas Dolina - miejsce, którego oboje potrzebowaliśmy do życia.






Ktoś tu nie dospał w nocy. 



Ruch i gwar nad Słudwią trwał od początku do końca mojej wizyty. Krążyłam po asfalcie, starając się nadążyć za żerującymi rycykami. Fotografowałam łęczaki oraz najpiękniej upierzone bataliony. Liczyłam gatunki. Odwróciłam głowę za przecinającym powietrze sierpami skrzydeł kobuzem, szalonym jak wiatr. Serce nagle zabiło mi szybciej, gdy usłyszałam melancholijny gwizd i w tym samym momencie zobaczyłam wznoszącą się do lotu parę kulików wielkich - tego dnia były bliżej, niż kiedykolwiek. 




Batalion zainspirował się chyba kolorami rycyka.


Na koniec jeszcze nieco perkoza rdzawoszyjego. 


Wkroczyć do świata Doliny Słudwi - to marzenie. Opuścić go - to nieunikniona konieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz